Takich stacji już nie ma
dział: Ciekawostki / dodano: 13 - 05 - 2022
Radio „i” - pierwszą prywatną stację radiową w Inowrocławiu - większość mieszkańców wspomina z wielką nostalgią. Niektórzy pytają, czy nie warto założyć kolejnej takiej stacji. - To co było możliwe dwie dekady temu, dziś by nie przeszło – oceniają jednak jej ówcześni twórcy.
Wszystko zaczęło się przy ul. Chrobrego 75. To tam mieszkał Krzysztof Walczak, inżynier z wykształcenia i realizator dźwięku w bydgoskim radiu PiK. W tamtej stacji poznał młodego Wojciecha Delugę, przebojowego prezentera listy przebojów. Obaj postanowili założyć prywatne radio.
Pierwszą siedzibę rozgłośnia miała w przybudówce do domu jednorodzinnego prezesa. Najpierw puszczano muzykę z taśm, a później zaczęli w nim mówić ludzie. - Wspomnienia są super – rozmarza się Mieszko Gerus, wówczas początkujący prawnik, który zaczął działać w stacji. - To wszystko było na dziko, nie było koncesji i tak naprawdę uprawialiśmy piractwo.
W dobie rozmaitych nośników muzycznych dziś mało kto mógłby uwierzyć, że pierwsze piosenki grano z kaset magnetofonowych. Na nie były też nagrywane pierwsze reklamy, tworzone w nocy, po 22, kiedy stacja nadawała muzykę z taśmy i można było używać studyjnych mikrofonów. W radiu zaczęli się pojawiać prezenterzy – Marta Pietrzak, Artur Wilento, Marcin Wesołowski, Jarosław Białkowski, Robert Manicki, Krzysztof Studziński czy Artur Kisielewicz.
- Byłem kolegą Mieszka z liceum i on mnie ściągnął, żebym zajął się sportem. Wcześniej byłem też na próbę w radiu „Ino” w ratuszu, ale tamto wydało mi się nieprofesjonalne, a w „i” było inaczej za sprawą Walczaka i Delugi – wspomina Artur Kisielewicz.
Stacja szybko podbiła miasto, bowiem wszyscy w Inowrocławiu chcieli słuchać o tym, co dzieje się na ich podwórku. Rekordy popularności biły 5-minutowe pozdrowienia o 20.55 i 21.55. Telefon dosłownie grzał się z gorąca, bo do radia dzwoniło na raz kilka tysięcy ludzi.
- Rzeczy, które teraz wydają się bardzo głupie, wtedy cieszyły się wielkim powodzeniem – potwierdza Artur Kisielewicz. - Zaletą był wielki odzew społeczny. Czegokolwiek byśmy nie zrobili, ludzie się tym bardzo interesowali.
Stacja zaczęła zarabiać pierwsze pieniądze na reklamach oraz ugruntowywała popularność rozmaitymi akcjami. Były imprezy z Agnieszką Pachałko, która zdobyła wtedy tytuł Miss International, czy wielka zbiórka pomocy dla ciężko chorej Izy Szmańdy. - Zebraliśmy wtedy w Inowrocławiu więcej niż Owsiak. Ukoronowaniem wszystkiego był „roczek” radia. Były mistrzostwa miasta w piciu piwa, wyścig syrenek i mecz z urzędnikami na stadionie Goplanii, na który przyszły prawdziwe tłumy. Nie spałem wtedy z Wojtkiem Delugą 48 godzin i po tych wszystkich przygotowaniach byliśmy tak zmęczeni, że nie mieliśmy siły napić się piwa – śmieje się Mieszko Gerus.
Niektórzy pytają, co dzieje się z tymi, którzy blisko 30 lat temu tworzyli radio „i”. Niestety, prezes Krzysztof Walczak niedawno zmarł, a w ostatniej drodze towarzyszyły mu tłumy przyjaciół. Wojciech Deluga wyjechał do Anglii i podobno cały czas kibicuje Manchesterowi United. Marta Pietrzak pracuje w starostwie, tak jak Artur Kisielewicz, natomiast Mieszko Gerus jest prezesem komunalki. Artur Wilento zajmuje się ukochanym karate, a Marcin Wesołowski udziela się w mediach w Poznaniu. Jarosław Białkowski działa natomiast w branży poligraficznej.
Dziś, gdy pytamy, czy takie radio w dzisiejszych czasach miałoby sens, nasi rozmówcy odpowiadają przecząco. - Może, gdyby ta formuła była dostosowana do obecnych czasów? Ale raczej nie – odpowiada Artur Kisielewicz. - Wtedy był duży entuzjazm i wielu pomocnych ludzi. Nikt nie myślał o pieniądzach, dzisiejsza młodzież już nie jest taka – wtóruje Mieszko Gerus.
- radio „i” zaczęło nadawać 6 sierpnia 1993 roku
- stacja utrzymywała się z reklam, ale organizowała też koncerty, m.in. Jerzego Połomskiego, czy Ich Troje
- wielką popularnością cieszyły się transmisje z wyjazdowych meczów koszykarzy Noteci, którzy wtedy awansowali do I ligi
Wszystko zaczęło się przy ul. Chrobrego 75. To tam mieszkał Krzysztof Walczak, inżynier z wykształcenia i realizator dźwięku w bydgoskim radiu PiK. W tamtej stacji poznał młodego Wojciecha Delugę, przebojowego prezentera listy przebojów. Obaj postanowili założyć prywatne radio.
Pierwszą siedzibę rozgłośnia miała w przybudówce do domu jednorodzinnego prezesa. Najpierw puszczano muzykę z taśm, a później zaczęli w nim mówić ludzie. - Wspomnienia są super – rozmarza się Mieszko Gerus, wówczas początkujący prawnik, który zaczął działać w stacji. - To wszystko było na dziko, nie było koncesji i tak naprawdę uprawialiśmy piractwo.
W dobie rozmaitych nośników muzycznych dziś mało kto mógłby uwierzyć, że pierwsze piosenki grano z kaset magnetofonowych. Na nie były też nagrywane pierwsze reklamy, tworzone w nocy, po 22, kiedy stacja nadawała muzykę z taśmy i można było używać studyjnych mikrofonów. W radiu zaczęli się pojawiać prezenterzy – Marta Pietrzak, Artur Wilento, Marcin Wesołowski, Jarosław Białkowski, Robert Manicki, Krzysztof Studziński czy Artur Kisielewicz.
- Byłem kolegą Mieszka z liceum i on mnie ściągnął, żebym zajął się sportem. Wcześniej byłem też na próbę w radiu „Ino” w ratuszu, ale tamto wydało mi się nieprofesjonalne, a w „i” było inaczej za sprawą Walczaka i Delugi – wspomina Artur Kisielewicz.
Stacja szybko podbiła miasto, bowiem wszyscy w Inowrocławiu chcieli słuchać o tym, co dzieje się na ich podwórku. Rekordy popularności biły 5-minutowe pozdrowienia o 20.55 i 21.55. Telefon dosłownie grzał się z gorąca, bo do radia dzwoniło na raz kilka tysięcy ludzi.
- Rzeczy, które teraz wydają się bardzo głupie, wtedy cieszyły się wielkim powodzeniem – potwierdza Artur Kisielewicz. - Zaletą był wielki odzew społeczny. Czegokolwiek byśmy nie zrobili, ludzie się tym bardzo interesowali.
Stacja zaczęła zarabiać pierwsze pieniądze na reklamach oraz ugruntowywała popularność rozmaitymi akcjami. Były imprezy z Agnieszką Pachałko, która zdobyła wtedy tytuł Miss International, czy wielka zbiórka pomocy dla ciężko chorej Izy Szmańdy. - Zebraliśmy wtedy w Inowrocławiu więcej niż Owsiak. Ukoronowaniem wszystkiego był „roczek” radia. Były mistrzostwa miasta w piciu piwa, wyścig syrenek i mecz z urzędnikami na stadionie Goplanii, na który przyszły prawdziwe tłumy. Nie spałem wtedy z Wojtkiem Delugą 48 godzin i po tych wszystkich przygotowaniach byliśmy tak zmęczeni, że nie mieliśmy siły napić się piwa – śmieje się Mieszko Gerus.
Niektórzy pytają, co dzieje się z tymi, którzy blisko 30 lat temu tworzyli radio „i”. Niestety, prezes Krzysztof Walczak niedawno zmarł, a w ostatniej drodze towarzyszyły mu tłumy przyjaciół. Wojciech Deluga wyjechał do Anglii i podobno cały czas kibicuje Manchesterowi United. Marta Pietrzak pracuje w starostwie, tak jak Artur Kisielewicz, natomiast Mieszko Gerus jest prezesem komunalki. Artur Wilento zajmuje się ukochanym karate, a Marcin Wesołowski udziela się w mediach w Poznaniu. Jarosław Białkowski działa natomiast w branży poligraficznej.
Dziś, gdy pytamy, czy takie radio w dzisiejszych czasach miałoby sens, nasi rozmówcy odpowiadają przecząco. - Może, gdyby ta formuła była dostosowana do obecnych czasów? Ale raczej nie – odpowiada Artur Kisielewicz. - Wtedy był duży entuzjazm i wielu pomocnych ludzi. Nikt nie myślał o pieniądzach, dzisiejsza młodzież już nie jest taka – wtóruje Mieszko Gerus.
Trochę o radiu "i"
- stacja utrzymywała się z reklam, ale organizowała też koncerty, m.in. Jerzego Połomskiego, czy Ich Troje
- wielką popularnością cieszyły się transmisje z wyjazdowych meczów koszykarzy Noteci, którzy wtedy awansowali do I ligi